Post zaległy, bo ostatnio wszyscy w wirze obowiązków, spotkań, wywiadów, hi hi. ;) W każdym razie, jakoś w maju nasza znajoma miała urodziny, na początku czerwca urodziny obchodził natomiast Mistrz Jakub. Z tej okazji postanowiłam pokazać, jak łatwo można zrobić komuś przyjemną niespodziankę, nie przyczyniając się zarazem do eksploatacji środowiska.
Ania dostała od nas trójnicę. Miała być co najmniej piątnica, ale wywinięcie jej na prawą stronę okazało się ponad moje możliwości, dlatego po niedużych modyfikacjach skończyła ona (a raczej skończy, bo nie mogę się do tego zabrać) jako aplikacja na czarnym, smutnym swetrze. Wersja 2.0 o zmniejszonej liczbie macek wymagała materiału w formacie A3, czterech guzików, waty oraz nici. Materiał - z lumpeksu, guziki - vintage (modne obecnie słówko), nici natomiast pochodzą jeszcze z czasów mojej podstawówki, kiedy to kolekcjonowałam pismo o hafcie krzyżykowym. Wata, jeśli dobrze pamiętam, znaleziona była w czeluściach łazienki i dawno nie widziała światła dziennego.
Najpierw narysowaliśmy wzór na gazecie, który następnie wycięliśmy. Przymocowaliśmy szpilkami do złożonego na pół materiału i znów nożyczki poszły w ruch. Wycięty podwójnie wzór złożyliśmy prawymi stronami do siebie, ponownie użyliśmy szpilek, a następnie dokładnie zszyliśmy, zostawiając u góry dziurę, aby móc wywinąć maskotę na prawą stronę. Przy wywijaniu macek i wypychaniu materiału, aby nadać mu pożądany kształt przydaje się tępa strona ołówka. Pozostało już tylko przyszycie guzikowych ślepi, wypchanie watą i zszycie niby-ozdobnym ściegiem. Voila! Oto i mroczny, obłędnie patrzący (z zacięciem hipisowskim) potwór z morskiej otchłani:
Kubuś natomiast dostał słodką zakładkę do książki z rowerem (ponieważ nie mógł się doczekać ostrego koła :) ). Efekt końcowy mi się nie podobał, Kubie natomiast bardzo - ponieważ jednak to ja piszę tego posta, efektu końcowego nie będzie, będą etapy powstawania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz