środa, 20 sierpnia 2008

W tonacji b-moll.

Nie ma to jak obiecać sobie codziennie aktualizować bloga przez tydzień, a następnie milczeć przez miesiąc. Powód jest jednak ważny - toczymy wojnę. Z molami.

Wojna była nieoficjalna aż do dzisiaj, gdy znalazłam larwy w przepysznym, organicznym, malinowym roiboos z Green Planet (ja pier@#$&!). Od kiedy to mole żywią się herbatami?! Wcześniej musieliśmy wyrzucić dużo kaszy manny (żegnaj halawo), sezamu, musli... Przejrzeliśmy większość rzeczy, zostawiając herbaty - bo podobno herbat mole nie ruszają (tak mi powiedział Internet), w przeciwieństwie do nas - obydwoje kochamy herbaty i mamy (a raczej mieliśmy...) spory wybór - na każdy nastrój i każdą porę roku. Dzisiejsza niespodzianka była, szczerze mówiąc, kripi.

Samce mola, gdy jakiegoś spotkamy w kuchni, łapiemy i wyrzucamy za balkon. Problemem są samice, które nie latają - trudniej je zauważyć - i larwy, które są po prostu fuj. Czuję się nieco przerażona czytając opowieści o kokonach znajdywanych za lodówką albo za szafkami. Jeszcze bardziej przeraża mnie możliwość przeniesienia problemu do następnego lokum, - przeprowadzka czeka nas w najbliższe wakacje.

Czasami trudno być weganką. Jakieś pomysły?

15 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Manny, kaszy manny, nie mannej. ;/

Anonimowy pisze...

podobno lawenda działa odstraszająco... Ale pewnie nie na larwy...

m. pisze...

Manny, mannej, kto by się tam przejmował. ;)

Lawenda działa tylko na mole ubraniowe, podobnie jak bagno - żywnościowe ją ignorują. :(

Anonimowy pisze...

posprawdzac wszystkie suche i ziarniste torebki z jedzeniem. jaja tych moli sa obtaczane w charakterystycznym, nitkowatym sluzie, wiec latwo zauwazyc, jesli np. ziarna ryzu albo sezamu sie ze soba sklejaja na "nitkach". Nie czyscic, nie przesiewac - wyrzucic cala paczke do smieci. Patrzec, czy w rogach szafek, czesto na spodach polek, nie wisza jaja. Wyjac wszystko z szafek, przemyc je ciepla woda z ludwikiem, poprawic czyms skutecznie morderczym, np. Pronto. Ew. domestos, jesli nie odbarwia powierzchni (sprawdzic na malo widocznym obszarze).

tl;dr - wywalic wszystko z szafek, posprawdzac, czy zamolone - zamolone rzeczy wyrzucic, szafki umyc. Na przyszlosc nie przynosic do domu jedzenia ze smietnika.


Na "wynajetym" tez mielismy mole, wymylismy szafki w w/w sposob i problem zniknal.

glootech pisze...

Cholera, chciałem się przypieprzyć do "kaszy mannej", ale jomot mnie uprzedził :<.
Niemniej ostatnio byków ładnie sadzisz na blogach. Z "sędziną" też pojechałaś na drugim blogu!

m. pisze...

Kraz, to wszystko wiem, ale dziękuję - myśmy prawie wszystko już posprawdzali, współlokatorka wyjechała i chyba tego jeszcze nie zrobiła. Jedzenie, które było w miarę nowe i nie pozlepiane, jest już w szczelnych pojemnikach. Jedzenia ze śmietnika nie przynoszę, uwaga niepotrzebna, co więcej - kilka lat temu przyniosłyśmy z mamą mole z supermarketu, w paczce rodzynek; w przypadku moli nowość jedzenia niedużo ma do rzeczy, opakowanie już bardziej się liczy. Niektórym te cudowne stworzenia wlatują najzwyczajniej w świecie przez okno. ;)

m. pisze...

glootech, to z przepracowania. ;) Błąd poprawiony.

Anonimowy pisze...

co do wyglądu w torebce np. mąki, kaszy widzę jakby pajęczynę to tu to tam - całość wyrzucam. A w przepisach jest "mąkę przesiać" - to pewnie dlatego. W zimie karmię zajajczoną kaszą ptaki. Ja robię przeglądy wszystkiego w torebkach, nie robię wielkich zapasów /robię, oj robię/.

dziękuję za przepisy na powidełka z pomidorów.

Moja mama mówi kaszy "mannej" i to mnie u niej rozczula!

Anonimowy pisze...

Przepraszam, rozczulona taka jestem tą "mannej", że zapomniałam się podpisać
to ja mała cepa.
Aha jeszcze jedno - bagno jest pod ochroną. A na ubraniowe mole : wkłada się mydełka do szafy.
Pozdrawiam cepa

m. pisze...

Dzięki cepa za info odnośnie bagna - muszę powiedzieć mamie, ona co pewien czas zbiera nieco do szafy; nie miałam o tym pojęcia. :(
Pozdrawiamy Cię również. ;)

PS. Dziś wyjeżdżamy odpocząć, wrócimy pewnie we wtorek, nabierzemy sił do walki i pisania - mam nadzieję. :P

glootech pisze...

W ogóle to pisze się rooibos, to raz, a dwa, to herbata nie jest. Niektórzy to nawet na yerba mate herbata mówią.

Anonimowy pisze...

No i przypomnieliście mi, że w planach miałam halawę zrobić :)

A na molach to ja się nie znam, aleto co się da, ja zawsze przesypuję albo do słoików, albo szczelnych pudełek. I jak na razie żadnych niespodzianek nie było, ufff ;)

pozdr

Anonimowy pisze...

zaglądam i czekam na nowości. Żyjecie? Nie jecie?
Mole kuchenne to weganie nie zjadły Was chyba?
Aja suszę pomidorki, zalewam olejem z przyprawami... mmmm...co za zapach!
Pozdrawiam cepa

QbaMiszcz pisze...

Zyjemy, jemy, nie zjadly. Nowy post juz jest!
Milego czytania (choc krotki jest)!

m. pisze...

:)

Moli mniej jakoś ostatnio - wczoraj widziałam jednego, bardzo młody był. Nie wiem skąd się wziął, ale nie wydaje mi się, abym miała niedługo zobaczyć następne.

Na razie trzymamy mąkę i kotlety sojowe w lodówce, wszystko inne w słoikach, pojemnikach, słoikach, słoikach... To się nazywa recykling - odkąd się wprowadziliśmy 2 miesiące temu, nie wyrzuciliśmy ani jednego szklanego pojemnika!

Suszone pomidory z chęcią bym zjadła, muszę się dookoła tego tematu zakręcić - mamy okna na południe i świetne nasłonecznienie. ;) Suszyłam tak już skórkę z jabłka - jest dobra na przeziębienie jako dodatek do herbaty. Podobno. :)