piątek, 11 czerwca 2010

Naleśniki (prawie) idealne

Rok 2011 jeszcze nie nastał, a na blogu pojawił się nowy wpis. Zaskakuje mnie moja sumienność, szkoda tylko, że na innych polach tak dobrze mi nie idzie. Mimo wszystko przyznam, że mnie te częste wpisy cieszą, bo czuję się zachęcona do przygotowywania bardziej wyszukanych niż zwykły makaron z sosem posiłków. Dziś zaszaleliśmy i dosłownie przed chwilą skończyliśmy pochłaniać naleśniki amerykańskie ze śmietaną sojową i borówkami. Niby nieco oklepane, ale dla mnie wyjątkowe, wziąwszy pod uwagę fakt, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ile lat temu ostatni raz jadłam borówki.

Każdy ma swój ulubiony przepis na klasyczne naleśniki. Ja np. nigdy nie dodaję do ciasta tłuszczu, bo uważam to za zbędne i lubię, gdy naleśniki są leciutkie i cieniutkie. Z naleśnikami amerykańskimi jest już nieco trudniej. Do niedawna stosowałam prosty przepis: szklanka mąki, szklanka mleka waniliowego, cukier, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, i już. Mam już jednak dosyć słodkiego ciasta naleśnikowego - wolę, aby smak słodki lub słony nadawało cokolwiek, co się pomiędzy naleśnikami znajdzie. Ponieważ mam straszną ochotę zrobić wszystkie przepisy z "Vegan Brunch" na raz (w oczekiwaniu aż ta pozycja znajdzie się w mojej skrzynce pocztowej), sięgnęłam do książki szukając przepisu na klasyczne pancakes. Znalazłam, nawet nie klasyczne, ale idealne: Perfect Pancakes. Oto i one:



Składniki (na 6-7 naleśników o średnicy 15-20 cm):

1 1/3 szklanki mąki
1 szklanka waniliowego mleka sojowego z Biedronki
1/4 szklanki wody
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 1/3 łyżki melasy z trzciny cukrowej
1/2 łyżeczki soli
2 łyżki oliwy z oliwek

W oryginale zamiast oliwy z oliwek był olej z canoli, mleko sojowe lub ryżowe naturalne, syrop klonowy zamiast melasy i aromat waniliowy. Ponieważ mleka smakowe są z cukrem, zmniejszyłam ilość melasy. Oliwa z oliwek, tak jak sądziłam, okazała się zbędna - jestem pewna, pomimo tego, że naleśniki wyszły smacznie, że bez oliwy byłyby jeszcze smaczniejsze!

Najpierw wymieszałam wszystkie suche składniki, następnie dodałam wodę, mleko, melasę i olej i mieszałam wszystko aż do momentu, gdy większość grudek zniknie. Smażyłam na rozgrzanej patelni z odrobiną oliwy, wylewając po niecałej łyżce stołowej ciasta i nie rozprowadzając go po całej patelni - przez to naleśniki są grubsze i bardziej puszyste, a o takie właśnie chodzi. Przepis proponował smażenie przez 3 minuty z jednej, 1 minutę z drugiej strony, mi po 3 minutach jednak naleśniki się zbyt mocno brązowiły, skróciłam więc ten czas do mniej więcej 2,5 minuty.

Zostawiłam wszystkie na około kwadrans, aby ostygły. Jeszcze przed rozpoczęciem smażenia śmietana i umyte borówki wylądowały w zamrażalniku. Wydaje mi się, że aż do końca sierpnia większość obiadów będę jeść w formie mrożonej. Śniadania już tak jadam. :) Każde z nas wszamało porcję trzech naleśników, przełożonych śmietaną i borówkami oraz delikatnie oprószonych cukrem pudrem. Nie za słodkie, nie za zamulające, pyszny lekki obiad na dzień taki, jak ten (w mniej upalne dni również na śniadanie!) Oczywiście, jeśli przeżyje się stanie nad rozgrzaną patelnią.



Koniec końców, przepis na naleśniki oceniam na udany, ale nie rewelacyjny - tłuszcz w cieście jak najbardziej zbędny.

3 komentarze:

ilovetofu pisze...

w końcu powrót! yeah!

a im grubszy naleśnik tym lepszy naleśnik.

asieja pisze...

cudownie słodko..

wegankawkuchni pisze...

Mam pytanko, bo już się zgubiłam - jesteście z Torunia? Jeśli tak, to gdzie jako freeganie się "zaopatrujecie"?

Pozdrawiam!