Jestem rannym ptaszkiem, przynajmniej przez większość swojego życia byłam. Dziś na przykład wstałam o 3 nad ranem, dwie godziny spędziłam w Internecie, później wzięłam kąpiel, położyłam sobie wszystkie rodzaje maseczek, zrobiłam pranie, posprzątałam trochę kuchnię i zasnęłam na trzy godziny. Obudziłam się mega głodna, a Kuba - który rannym ptaszkiem nigdy nie był - oczywiście jeszcze spał, gdyż położył się spać mniej więcej wtedy, gdy ja wstałam. Ponieważ zbliża się deadline na oddanie tłumaczenia książki, które mi zlecono, a jestem - nie owijając w bawełnę - w ciemnej dupie, logiczne, że będę robić wszystko, tylko nie to, co powinnam. Dlatego też postanowiłam przygotować, po raz drugi w swoim życiu, jakiś smaczny brunch (jako ranny ptaszek brunchy nie uznaję) - ostatnie kilka dni spędziliśmy o suchym chlebie i równie suchym tofu (długa historia, mam nadzieję, że Kuba napisze niedługo kilka słów na ten temat) i łakniemy świeżych warzyw i owoców! Mamy również pełną lodówkę niemieckiego tofu i seitanu (o czym Kuba również napisze), które długo nie wytrzyma i musimy to wszystko skonsumować.
Po inspirację sięgnęłam do "Vegan Brunch" Isy Chandry Moskowitz i wybrałam dwa przepisy, które nieco zaadaptowałam. Tofucznica - ponieważ w lodówce pręży się (a raczej schnie) tofu, banana rabanada (bo mamy mnóstwo suchego chleba) oraz, już nie z książki, odświeżająca sałata. Do tego domowa lemoniada.
Wszystkie składniki na dwuosobowy, nie zapychający posiłek. Nam zostało trochę sałaty i tofucznicy na później, które właśnie dojadam zawinięte we wrapa. Banana rabanada nie miała tego szczęścia. :)
Wiosenna tofucznica
Składniki:
1 opakowanie tofu naturalnego (ok 300 g)
pół szklanki wody
średniej wielkości pomidor
garść rzodkiewek
dwa ząbki czosnku
łyżeczka kurkumy
łyżeczka kolendry
łyżeczka bazylii
szczypta soli
łyżka oliwy do smażenia
pół awokado do przybrania
Tofu otwieramy i odsączamy. Nasze niemieckie było przesuszone, więc musiałam dodać do niego na patelni wody. Chodzi o to, aby tofu po wrzuceniu na patelnię nie pływało we własnym sosie, ale zarazem aby nie było suche. Konsystencją na patelni powinno przypominać ściętą jajecznicę.
Zanim jednak wrzucimy na patelnię tofu, rozgrzewamy ją, wlewamy oliwę i smażymy przez około minutę posiekany czosnek. Następnie wrzucamy tofu, rozkruszając je nad patelnią. Przy pomocy szpatułki siekamy większe kawałki i smażymy, od czasu do czasu mieszając, przez 7-10 minut - aż do zrumienienia tofu. Jeśli będzie zbyt suche, dodajemy odrobinę wody i mieszamy.
Gdy czekamy na tofu, myjemy warzywa i kroimy je drobno. Następnie do niedużej miseczki czy szklanki wsypujemy przyprawy i mieszamy, na koniec dodając 1/3 szklanki wody. Gdy tofu będzie rumiane, zalewamy je tak przygotowaną miksturą i mieszamy dokładnie. Po kolejnej minucie dorzucamy warzywa i mieszamy. Po 2-3 minutach powinno być gotowe.
Tofucznicę podajemy przybraną plasterkami awokado - smakuje wybornie! - oraz z lekką sałatą.
Sałata z pomarańczą
Składniki:
4 duże liście sałaty lodowej
1 duża pomarańcza
Sałatę i pomarańczę myjemy. Pomarańczę obieramy a następnie wszystko rozrywamy na cząstki i mieszamy. Odstawiamy "do przegryzienia" na kwadrans. Smakuje fantastycznie bez żadnych przypraw - można oczywiście dodać do niej pomidora i cukinię, cebula też dałaby radę, oraz przyrządzić sos vinegret, ale nie robiłam tego, gdyż uznałam, że tofucznica jest wystarczająco mocno aromatyczna i nie ma takiej potrzeby.
Banana rabanada
Składniki:
2 dojrzałe banany
1 szklanka mleka sojowego naturalnego
łyżeczka aromatu waniliowego
4 łyżeczki zmielonego siemienia lnianego (w młynku lub blenderem w wąskim kubku)
2 łyżeczki kaszy manny
3 łyżki melasy z trzciny cukrowej
3 łyżki miodu wegańskiego (dla osób spoza Torunia i bez cierpliwości do gotowania mleczy np. sztuczny miód firmy Pudliszki)
suche pieczywo - bułki, bagietki, chleb
oliwa do smażenia
truskawki do przybrania
Według "Vegan Brunch" jest to tradycyjne brazylijskie śniadanie. U mnie spełniło funkcję deseru. Wzbogaciłam przepis o polewę z miodu sztucznego i melasy a mąkę kukurydzianą zastąpiłam siemieniem lnianym i kaszką manną (brzmi dziwnie, ale byłam święcie przekonana, że mąkę kukurydzianą mam, i gdy okazało się, że jej nie ma, musiałam zaimprowizować - najpierw dodałam dwie łyżeczki kaszy manny chcąc jakoś zagęścić ciasto, a później oświeciło mnie, że w lodówce stoi jeszcze zmielone siemię lniane, które zostało z ciasteczek orzechowych, zrobionych kiedyś przez Kubę - również wrzucimy przepis!).
Myjemy i obieramy banany. Odmierzamy szklankę mleka sojowego (u mnie szklanki mają 300ml) i mieszamy je z aromatem waniliowym. Do dużej miski wkładamy banany oraz wlewamy 1/3 szklanki mleka, miksujemy. Dolewamy mleka stopniowo i miksujemy na gładką masę. W oryginalnym przepisie było półtorej szklanki mleka na dwa banany, ja zużyłam 3/4 szklanki. Następnie dorzucamy 4 łyżeczki zmielonego siemienia lnianego i dwie łyżeczki kaszy manny, miksujemy.
Suche białe pieczywo (zastanawiam się, czy z razowym byłoby to tak samo smaczne, i nie mogę się zdecydować - będę musiała kiedyś spróbować) kroimy w plasterki o grubości 2-3cm i układamy na dużej tacy, może być też forma do pieczenia. Zalewamy bananami, obracamy, pokrywamy dokładnie masą i odstawiamy na dziesięć minut. Po dziesięciu minutach obracamy na drugą stronę i znów zostawiamy na dziesięć minut.
Rozgrzewamy patelnię na średnim ogniu i smażymy bułeczki na oliwie, 5-7 minut z jednej strony, 3 minuty z drugiej. Układamy usmażone rabanady na dużym talerzu i polewamy melasą i miodem - niedużo, ważne, żeby zaznaczyć ich smak, a nie, żeby chlebek w nich pływał. Mieszamy pół łyżeczki cynamonu, 2/3 łyżeczki kakao i pół łyżeczki mieszanki przypraw korzennych (u mnie kardamon, pieprz czarny, cynamon), następnie posypujemy nimi chlebki. Podajemy z przekrojonymi na pół truskawkami.
Na ciepło smakuje rewelacyjnie, na zimno również dobrze.
Lemoniada
Składniki:
średniej wielkości cytryna
2 łyżki cukru brązowego
1,5 litra wody
Wodę gotujemy i parzymy cytrynę. Następnie kroimy cytrynę w plastry i wrzucamy do dzbanka, usuwając wcześniej wszystkie pestki. Sparzenie cytryny jest bardzo ważne, bo jeśli tego nie zrobimy, całość będzie gorzka. Przy pomocy drewnianej łyżki ugniatamy cytrynę z cukrem a następnie zalewamy litrem gorącej wody. Odstawiamy do wystygnięcia - trochę to trwa, więc warto przygotować ją wcześniej - a gdy ostygnie, wstawiamy na pół godziny do lodówki. Prościej się nie da. :)
PS. Pamiętam o babeczkach i o torcie Kuby, pamiętam! Pewnie wrzucę wszystko pod koniec tygodnia.
2 komentarze:
wreszcie reaktywacja! :D /nat
o, super pomysł, banan to jeden z moich ulubionych owoców! W dodatku że tu w Anglii w której spędzam wakacje, na targach pakistańskich jest ich nadmiar i wieczorem można je dostać za darmo:) Gorzej z pieczywem, bo angielskie pieczywo sucks ale coś wymyślę. Dzięki za pomysł, pozdrawiam:))
Prześlij komentarz