piątek, 30 listopada 2007

Dyniowe szaleństwo, część pierwsza

Z pewnego happeningu zwinęliśmy dwie piękne dynie i pierwszą rzeczą, jaką z nich zrobiliśmy, było... przepyszne ciasto! Jak? A tak...

Najpierw obraliśmy dynię ze skóry, później pokroiliśmy w kostkę i ugotowaliśmy z odrobiną wody i 3 łyżkami cukru (brązowego, jakżeby inaczej!). Na ciasto zeszła 1/4 owocu. Dynia gotuje się dość szybko - wystarczy 15 minut na niedużym ogniu i jest już miękka.

Teraz trzeba poczekać chwilę, aż przestygnie, i odmierzyć jej ilość w szklankach. Powinny wyjść co najmniej trzy, najlepiej, gdy będą cztery lub pięć. Niezależnie jednak od tego, wsypujemy do dyni 4 szklanki mąki, szklankę cukru, dolewamy 1/3 szklanki oleju i tyle samo wody. Zanim zaczniemy wszystko dokładnie mieszać, musimy się jeszcze zdecydować, czy bardziej będzie nam smakowało z kardamonem czy cynamonem. Ostrzegam, wybór nie jest łatwy! ;)

Wyrabianie ciasta jest całkiem przyjemne, bo dynia jest miła w dotyku. Powinno mieć lekko lejącą konsystencję - wystarczy dodać nieco więcej wody i/lub oleju. Dobrze wymieszane ciasto wlewamy do formy i pieczemy w rozgrzanym piekarniku przez około godzinę. Temperatura: 180 stopni Celsjusza.

A wygląda mniej więcej tak:


Ps. Tak, wiem: czas umyć piekarnik...

sobota, 10 listopada 2007

Bananowa młodzież, część 1.


Jak widać stosunek bananów do reszty owoców i warzyw zebranych na Szembeku był dosyć wysoki. Niby od przybytku głowa nie boli, ale teraz będę musiał zrobić (dziś) ze dwie rzeczy z tych bananów, a jutro razem może i trzecią.
W każdym razie - ostatnio Marta wpadła na pomysł smarowania pieczywa bananem pod dżem. Dziś nieco puściłem wodze fantazji i doprowadziłem ten pomysł do słodkiego ekstremum.
Potrzebujemy: bułki, dojrzałe banany, owoce (świeże lub z puszki), dżem, ewentualnie jeszcze masło orzechowe i cukier (ja użyłem trzcinowego <3).
Przepis jest prosty - smarujemy pieczywo rozgniecionym bananem bezpośrednio lub na masło orzechowe. Na to układamy pokrojone w plastry owoce lub dżem. Ja miałem dżem z czarnej porzeczki, jabłko (posypałem cukrem) i pomarańczę, które zostały z wczorajszej imprezy. Zostałem skutecznie zniszczony.



poniedziałek, 29 października 2007

Karolina Gruszka może ssać mi palce u stóp.

No więc, zaczynając zdanie niepoprawnie, komiks z lewej powstał z dedykacją dla pewnego niedobrego Radomianina. Przechodząc jednak do sedna...

Drugi raz już zdarzyło nam się znaleźć Całe Mnóstwo Gruszek i wpadliśmy na pomysł wykorzystania ich do ciasta. Cóż, dwa kilo gruszek piechotą nie chodzi (znaczy się, swoją nie, ale naszą piechotą raczej tak bo ktoś je przytaszczyć musiał). Trzeba było zaopatrzyć się jeszcze w mąkę, cynamon (dużo!), olej, drożdże i cukier.

Drożdże rozrobiłam z cukrem i odrobiną ciepłej wody, gdy rosły przesiałam kilo mąki z cynamonem i wymieszałam z kilkoma łyżkami cukru (3-4). Wyrośnięte drożdże złączyłam z mąką, dolałam pół szklanki oleju oraz pół szklanki wody. Urabiałam w męczarniach oburącz, dodając jeszcze drugie tyle wody oraz nieco mniej oleju. Odstawiłam do wyrośnięcia i w oczekiwaniu wstawiłam piekarnik na 180 stopni.

Pulchne ciasto uformowałam w środku blachy zawijając na obrzeżach - dzięki temu owoce nie będą uciekać. Na wierzch ułożyłam umyte wcześniej i pokrojone w plasterki gruszki.

Włożyłam do rozgrzanego piekarnika i piekłam około godziny. Efekt widać na zdjęciu po lewej.

Smakuje tak dobrze, jak wygląda, czego dowodem jest mina modela. ;)

wtorek, 23 października 2007

Wariacja na bakłażan numer 485

Nie chciało mi się zupełnie kanapek na śniadanie, więc usmażyłam sobie to:


Potrzebuję bakłażana i paprykę, w sumie to dwie albo trzy papryki. Do tego olej albo oliwa, przyprawy (klucz do smaku potrawy - cynamon i kurkuma oraz dosłownie szczypta soli).

Po umyciu warzyw i usunięciu gniazd nasiennych z papryk, kroję wszystko w podłużne paski. Rozgrzewam tłuszcz na patelni i wrzucam przyprawy; uwielbiam cynamon, więc zawsze dodaję go całkiem sporo, kurkumy też nie poskąpiłam. Ważne jednak, aby potrawa nie była słona - pozwala to docenić delikatny smak bakłażana. Po około dwóch minutach wrzucam na patelnię paprykę, po kolejnych 2-3 bakłażana. Mieszam wszystko i przykrywam.

Duszę przez około pięć do siedmiu minut, od czasu do czasu mieszając. Gdy bakłażan ma kolor podobny do widocznego na zdjęciu, przekładam wszystko na talerz i wcinam. Świetnie smakuje jako osobne danie, ale sądzę że z ryżem też da radę.

poniedziałek, 22 października 2007

Darmowa zupa w rytmie Looptroop'a.

Myślę, że przepis na darmową zupę jest dobrym pomysłem na start tego bloga. Bez zbędnego pi... pisania - do garnka wlewamy wodę, tak do 2/3 wysokości. Czekając aż się zagotuje włączamy sobie muzykę - musi to być oczywiście Looptroop. Polecam płytę Modern Day City Symphony. Teraz najważniejsze - musimy streszczać dupę, żeby ze wszystkim zdążyć - kroimy i wrzucamy ziemniaki w rytmie Zombies, potem marchewkę podśpiewując Ambush In The Night, przy Adrenaline Rush zajmujemy się cebulą. Long Arm Of The Law to krótki acz treściwy odpoczynek. Dalej jedziemy tracklistą - pietruszka (korzeń, nie nać), pietruszka (nać, nie korzeń), cykoria, natka selera, brukselka, pieczarki (ja miałem chyba tylko jedną, albo dwie), pomidory. Przy Reclaim The City dorzucamy pęczak, a Modern Day City Symphony zostawiamy sobie na dodanie oleju i przypraw - sól, pieprz i (jeśli chcecie osiągnąć kulinarny orgazm) dużo bazylii.

Zupa musi się trochę pogotować, wiec zarzucamy sobie do odtwarzacza np. From The Wax Cabinet i od tej pory nasza rola ogranicza się do zamieszania w saganie od czasu do czasu. Zupę można wciągnąć gdy skończy się płyta, a my puścimy Fort Europa (wyśmienicie działa na apetyt). The Struggle Continues proponuję słuchać przy poobiedniej drzemce.

niedziela, 21 października 2007

Grzebiąc w śmieciach pławimy się w luksusie.

Elo elo czy dwa zero. HatePunxNerdz zapraszają na nowe wydarzenie kulturalne w światowym Internecie! Napinka sto procent zią! Grzebiemy w śmieciach i gotujemy, mamy tupet się tym chwalić (będą zdjęciówy!), a Robert Makłowicz może nam zrobić gałkę... muszkatołową, oczywiście.

Swoją drogą, właśnie wyzerowaliśmy naleśniki z musem malinowym z 4 łubianek malin. O dziwo, bez posmaku asfaltu. Aha, i smażony z imbirem bakłażan, który - szczerze mówiąc - powoli zaczyna się nam nudzić; co za dużo to niezdrowo, he he.

Si ja lejter aligejter!