środa, 5 stycznia 2011

Nie, nie jestem w ciąży. :)

Postanowiłam sobie umilić ciężką pracę i wrzucić tutaj szybki przepis na częste ostatnio u mnie ohydne żarcie. Tak przynajmniej mówią mi znajomi - że moje kombinacje, o których informuję na Facebooku, brzmią konwulsyjnie (nie widzę nic dziwnego w gofrach cynamonowych spożywanych z marynowanym imbirem, heloł?). Tym niemniej, wszystkiego najlepszego z okazji nowego roku, oto ohydna ale bardzo smaczna sałatka!

Kwaśna ohyda marchewkowa (1 porcja)

2 marchewki
łyżka sezamu
łyżka soku z cytryny
chilli w proszku
pół cebuli
obfita garść suszonych śliwek

Wstawiam dwie szklanki wody. Gdy woda się podgrzewa, myję i kroję marchew najpierw w plastry, a następnie w połówki plastrów. Wrzucam je do wody i gotuję 2-3 minuty od momentu wrzenia wody. W międzyczasie na suchej patelni prażę sezam. Siekam cebulę i kroję na pół suszone śliwki.

Marchew odcedzam i wrzucam do miski. Posypuję sezamem, dodaję sok z cytryny, cebulę, suszone śliwki. Delikatnie posypuję chilli i dokładnie wszystko mieszam.

Połączenie suszonych śliwek i słodkie, surowej cebuli - bezcenne!

Myślę również, że chilli mogłam sobie odpuścić. Cebula robi robotę.

Jadłam powyższe z ryżem brązowym i duszonym jarmużem. Ponieważ było już ciemno a zdjęcia mogę robić tylko Ericssonem, nie mam żadnego, które wyglądało wystarczająco wyraźnie, aby je opublikować.

1 komentarz:

Anna pisze...

polecam następującą ohydę:

puszka czerwonej fasolki + natka pietruszki + sos sojowy + blender. Zwłaszcza wygląda ohydnie :)